Dongowie, Miao, Bai, Hakki, lushengi…
Jak sama powiedziała, dla niej kluczem do udanej wyprawy są spotkania z ludźmi, i to na nich skupiła swoją uwagę przemierzając kolejne zapomniane przez świat wioski Chin. Dzięki jej opowieściom mogliśmy przenieść się między innymi na południe Chin i poznać Dongów. Oprócz przepięknych bardzo leciwych, drewnianych mostów „wiatru i deszczu” budowanych bez użycia gwoździ oraz wież bębnów mogliśmy oglądać równiez bardzo ciekawe lokalne wydarzenie, w którym Ania miała okazję uczestniczyć. Mianowicie festiwal gry na lushengach – ogromnych bambusowych fletach. O ile dla Europejczyka jest to impreza wątpliwej urody to Dongowie podchodzą do niej z niezwykłym zapałem. Przez cały dzień drużyny grające na fletach w kiepskich warunkach prześcigają się w tym, która drużyna okaże się najgłośniejsza. Być może determinacja mieszkańców spowodowana jest nagrodą finansową dla wygranych. W przeliczeniu na złotówki jest to bagatela około dwóch tysięcy złotych!
Z wioski Dongów Ania udała się w kolejne bardzo ciekawe miejsce. Do wioski, gdzie zbudowane zostały przed laty „domy z ziemi” – Hakka. Wyglądają jak okrągłe małe fortece, mające tylko jedno wejście i okna zawieszone wysoko nad ziemią. Ciekawostką sąmateriały, z jakich są zbudowane: gliny, kamieni, ale też kleistego ryżu i jajek. Są to niezwykle trwałe domostwa zbudowane w celach obronnych, które wytrzymują w stanie nienaruszonym nawet trzęsienia ziemi. Każdy z ich zamieszkuje jeden klan. Ludność nazywa jest wiecznymi gośćmi. Mieszkają tam głównie starcy i dzieci, gdyż młodzi wyjeżdżają do większych miast. Hakka mają jednak dziedzinę, w której wyróżniają się na tle innych ludności – w ich wiosce jest zagłębie maszyn do cięcia tytoniu.
Ania, jako kobieta świetnie czuła się wśród Miao ze względu na przepiękne tradycyjne stroje kobiet i ozdobne „turbany” zakładane na głowy, które ważą nawet kilkanaście kilogramów. Ludność ta, która dzieli się na Miało w długich spódnicach, Miało w krótkich spódnicach i Miało kwiatowe ma ciekawą, aczkolwiek dosyć absorbującą ceremonię powitalną. Tak, więc Ania wchodząc po raz pierwszy do wioski musiała nie tylko obejrzeć pokaz tradycyjnych tańców, ale również trzynaście razy napić się trunku – wina, które mogło mieć nawet 56% zawartości alkoholu, dodatkowo pić musiała z dwóch miseczek, jak mówili lokalni - „bo przecież mamy dwie nóżki” (znajome prawda?).
Po przeżyciach w wiosce Miao, Ania udała się nad jezioro Lugu do królestwa kobiet i jednocześnie raju dla mężczyzn. Ludność Mosuo ma niezwykłą tradycję i zwyczaje. Nie istnieje tam instytucja małżeństwa. To kobiety wybierają mężczyznę, który wieczorem przychodzi do specjalnie wydzielonej w każdym domostwie „kwiatowej komnaty”, a gdy tylko zaczyna świtać niezauważony opuszcza to miejsce. Ania będąc tam dosyć szybko zauważyła jednak, ze bardziej adekwatnym określeniem tej wioski jest raj dla mężczyzn, ponieważ to kobiety pracują, wychowują dzieci, mężczyźni nie biorą za nie odpowiedzialności. Poza tym, jak mówili jej tamtejsi mężczyźni, są szczęśliwi, bo nie muszą mieszkać z teściowymi. Oprócz niezwykłej tradycji związanej z dobieraniem się w pary, Miao mają ciekawy przysmak, którego podróżniczka miała wątpliwą przyjemność spróbować. Mianowicie przechowują w domach czasami nawet przez kilka lat odpowiednio spreparowane i zasuszone świnie. Potwierdza to powiedzenie, że Chińczycy jedzą wszystko, co lata oprócz samolotu i wszystko, co ma cztrey nogi oprócz stołu.
Ze względu na to, że Ania jak sama mówi zawsze kupuje bilet w jedną stronę, mogła pozwolić sobie na to, żeby wydłużyć pobyt w kolejnej wiosce - Bai, co pozwoliło jej na oglądanie ciekawego wydarzenia, jakim jest ślub. Ceremonia trwa kilka dni, krócej trwać by nie mogła, ponieważ goście ( a było ich niemało, bo aż pięciuset) przychodzą na wesele etapami. Panna młoda najpierw ubrana w codzienny strój usługuje gościom. Później następuje seria niezwykłych zwyczajów. Przyszła żona musi zjeść małą porcję ryżu z wołowiną wypluć go w chusteczkę, którą nosi ze sobą podczas ceremonii, na szyi zawieszone ma lusterko odstraszające złe duchy, a pod pachami pod warstwami materiału zawinięte ma bułki na parze, które dnia następnego muszą zostać zjedzone przez rodzinę. Przy okazji opowieści o tej ceremonii Ania poruszyła temat nierówności kobiet i mężczyzn w Chinach. Kobieta uznawana jest za inwestycję bezzwrotną, ponieważ po wyjściu za mąż mieszka z mężem i opiekuje się nim oraz teściami, a nie własnymi rodzicami. Wynika z tego problem dysproporcji płciowej, co powoduje sytuację, w której młodzi Chińczycy mają problem ze znalezieniem przyszłej żony.
Dzięki opowieściom Ani dowiedzieliśmy się bardzo wielu ciekawostek dot. tego pięknego kraju, takich jak klątwa znienawidzonej cyfry 4 (nie znajdziecie 4 piętra w hotelach) oraz powodzenie cyfry 8 (tablice rejestracyjne i numery telefonów z tą cyfrą osiągają niebagatelne sumy na aukcjach), czy wygoda turystów chińskich, którzy mogą korzystać na przykład z ruchomych schodów umieszczonych wewnątrz gór. Była to niezwykle ciekawa, rzeczowa prezentacja okraszona dużą dawką poczucia humoru i pięknymi zdjęciami. Dzięki nim mogliśmy przenieść się np. na przepiękne Yuanyang – tarasy ryżowe wpisane na listę UNESCO. Ania zabrała nas w przepiękną i nieoczywistą podróż po chińskich prowincjach, zachęcając wielu z nas do odwiedzenia tego egzotycznego kraju.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj